Drukuj

Do święceń było coraz bliżej. Kazimierzowi został ostatni, szósty rok w Seminarium. Nie wiedział, że jego przygotowanie do kapłaństwa będzie trwać jeszcze sześć, jakże długich i trudnych lat. Zanim bowiem rozpoczął się nowy rok seminaryjny, nadszedł 1 września 1939 r., dzień niemieckiej agresji na Polskę, początek II wojny światowej. Losy całego Narodu dzielił w Polsce Kościół; przy czym szczególna nienawiść agresora skierowana została przeciw duchownym katolickim.

dachauNadzwyczaj bolesne były w czasie wojny losy diecezji włocławskiej: zginęła ponad połowa jej kapłanów. Dniem niezwykle dramatycznym stał się we Włocławku 7 listopada 1939 roku. Zostali wtedy aresztowani: bł. Biskup Michał Kozal, prawie wszyscy duchowni miasta oraz księża profesorowie i alumni obecni w Seminarium, wśród nich – Kazimierz Majdański. Jaki był powód aresztowania? – Wystarczył fakt przynależności do polskiego duchowieństwa katolickiego.

Wspominał po latach Ksiądz Arcybiskup: „Nikt mnie w chwili aresztowania 7 XI 1939 roku nie pytał nawet o imię i nazwisko. I tak było z wszystkimi wtedy aresztowanymi w Seminarium Włocławskim profesorami i alumnami. Personalia spisywano dopiero po wtrąceniu nas do więzienia. Co więc było powodem aresztowania? Proszę uwierzyć – to sutanna, jako znak przynależności do polskiego duchowieństwa katolickiego. Wystarczył ten znak najzupełniej jako powód aresztowania i okrutnego prześladowania, które miało doprowadzić do śmierci”.

Kapłani i klerycy zostali uwięzieni w więzieniu włocławskim, w styczniu 1940 r. przewieziono ich do tymczasowego obozu internowania, zlokalizowanego w klasztorze Księży Salezjanów w Lądzie nad Wartą. Tam alumni VI roku ukończyli studia teologiczne, zdając końcowe egzaminy. Nie otrzymali jednak święceń. Biskup Kozal rozstrzygnął bowiem, że nie dysponują wymaganą przez Kościół wolnością w podjęciu ostatecznej decyzji, będąc z konieczności związani więzieniem z biskupem, wychowawcami i profesorami. 
dokument

W dniu 26 VIII 1940 więźniów wywieziono z Lądu – do obozu koncentracyjnego Sachsenhausen koło Berlina, gdzie kleryk Kazimierz Majdański otrzymał nr obozowy: 29955. Stamtąd w 14 XII 1940 r. został wraz z innymi wywieziony do obozu koncentracyjnego Dachau koło Monachium (nr obozowy: 22829). W pamięci współwięźniów zapisał się jako jeden z „jasnych płomieni” – wnoszący nadzieję, uczynny, chętnie spieszący z pomocą.

W KZ Dachau stopniowo gromadzono duchownych z Polski i z innych krajów. Więziono tam ogółem 2796 duchownych z około 20 krajów, w tym 1807 duchownych polskich (co stanowiło 65% ogółu), z których co drugi złożył ofiarę z życia. Co trzeci z wszystkich zamęczonych więźniów Dachau był Polakiem.

portret obozowy

Obozy były przestrzenią panowania cywilizacji śmierci. Więzień tracił wszelkie ludzkie prawa, nawet własne imię i nazwisko – stawał się numerem. Cierpiał straszny głód, był bity, torturowany i zmuszany do pracy ponad siły. Tego wszystkiego było jednak mało obozowym władcom, niektórych więźniów poddawano więc zbrodniczym eksperymentom, mającym rzekomo służyć dobru nauki. W dniu 10 XI 1942 r. wśród duchownych wytypowanych w Dachau na doświadczenia pseudomedyczne ze sztuczną flegmoną znalazł się również kleryk Majdański. Należał do grupy, która nie miała szansy na przeżycie doświadczeń, został jednak w niezwykły sposób ocalony, zwłaszcza poprzez pomoc ze strony niemieckiego pielęgniarza Heiniego Stöhra i czeskiego pielęgniarza Zdenka Zámečnika. Na wiosnę 1943 roku mógł opuścić stację doświadczalną.

Później pomagał Ryszardowi Knosale, polskiemu nauczycielowi z Olsztyna, w organizowaniu komanda pracy służącego ratowaniu życia najbardziej zagrożonych Polaków i Węgrów. W okresie epidemii tyfusu plamistego w obozie wraz bł. ks. Frelichowskim i innymi polskimi duchownymi niósł pomoc chorym; zaraził się tyfusem i sam ponownie znalazł się o krok od śmierci. Zawierzył wtedy swoje życie Matce Najświętszej. Wbrew ludzkim rachubom – ocalał.

Gdy wojna zbliżała się ku końcowi, bliska też była całkowita zagłada obozu, Czy można było się spodziewać, że zbrodniarze darują życie świadkom dokonywanych zbrodni? Ci więc z księży polskich, którzy doczekali wiosny 1945 r., podjęli na nowo myśl, która zrodziła się już w obozie Sachsenhausen – by błagać o ocalenie św. Józefa. Gorące modlitwy poprzedziły uroczyste złożenie w dniu 22 kwietnia 1945 roku Aktu oddania w jego opiekę, w duchowej łączności z sanktuarium w Kaliszu. Była to modlitwa o własne ocalenie, ale zarazem o ocalenie Ojczyzny i rodziny.

kaliska2Ocalenie przyszło dokładnie w tydzień po Akcie oddania, w niedzielę, 29 IV 1945 r. Stało się to wbrew wszelkim ludzkim rachubom. Oddział zwiadowczy armii generała Pattona, przypadkowo dotarł w okolice obozu. Żołnierze spotkali po drodze transport, wiozący ciała więźniów, których już nie zdążono spalić. Oddział dotarł do obozu wcześniej niż przewidywał rozkaz i w ten sposób uprzedził plan zniszczenia obozu przez dywizję „Wiking”, a zdziesiątkowanym więźniom przyniósł wyzwolenie. Ratunek przyszedł w ostatniej chwili i okazał się – mimo skromnych sił, jakimi dysponowali ratujący – skuteczny.

Przeżycia obozowe nadały kierunek dalszemu życiu Kazimierza Majdańskiego. Pisał o tym tak: „W osobistych doświadczeniach obóz był jakby «przedłużonym seminarium», jako miejsce niezwykle trudnego przygotowania do przyszłych zadań, a wśród nich do posługi wobec rodziny. Skoro bowiem obóz był miejscem zdeptania godności człowieka, to powstawało pytanie, jak ocalić świat przed ponownym triumfem nienawiści i przed wszystkimi zakusami «cywilizacji śmierci»? – Odpowiedź podstawowa, coraz wyraźniej potwierdzana przez współczesną rzeczywistość, brzmi: By ocalić człowieka i świat, trzeba ocalić rodzinę”. Sam ocalony z obozowego piekła w sposób szczególny okazał się wrażliwy na zawarte w obozowym akcie zawierzenia zobowiązanie do kapłańskiej troski o rodzinę.